A początek i koniec chowają się za mgłą…

Wielki wybuch i srybuch. Naukowcy udowadniają, że to jest początek wszechświata. Naszego Uniwersum. Hmmm, czy na pewno początek wszechświata. Właśnie czy początek?

Wielki wybuch opisany w liczbach. Skończony. Czy na pewno to jest źródłem? Nawet jeśli świat sam się tworzy i siły fizyki są i zawsze były niezmienne, to jednak te poukładanie sił działających skądś się wziął. Jestem za malutki by cokolwiek udowadniać i znać co było na początku. Muszę coś założyć. Tak jak w każdej nauce jest pewny determinant. Początek. Dogmat bez którego nie da się wnioskować dalej. W matematyce, dokładniej w algebrze, jest założenie, że 1+1=2 i od tego zaczynamy dalsze liczenie. To jest dogmat. Nie da się udowodnić od zera tego. Jeśli nie założyły, że 1+1=2, to musilibyśmy coś innego założyć. Wnioski pewnie byłyby podobne, … lub nie.

Tak samo dla logicznego wnioskowania początku wszechświata musimy coś założyć. Świat nasz jest policzalny i nie da się „nalać z próżnego”. Więc zakładamy coś najbardziej naiwnego. Coś co nie istnieje może w tym świecie.

Dogmat 1: Jest nieskończoność, czy osobliwość, coś co wychodzi poza nasze rozumienie ograniczonego naszego świata. 🙂

Idziemy dalej. Nieskończone źródełko jako, że jest nieskończone a reszta poza nim już nie, to naturalnie emanuje czymkolwiek by nie było, na przykład energią. Po prostu wyrzuca z siebie, wysypuje się z niego. I tu zaczynamy być my. Ograniczeni. Policzalni. Wynikający z emanacji nieskończonego źródła. Źródło jest tylko nieskończone. Nasz świat jakby jest czymś pomiędzy nieskończonością i pustką. Takim kompromisem, zasilanym cały czas przez nieskończoność. Jesteśmy jakby tacy w przelocie. Tymczasowi. Mamy ograniczony czas. Ograniczone ciała i umysły. Cały czas jakby płyniemy na fali emanacji która pędzi cały czas dalej pochłaniając próżnię. Jako że próżni nie ma i nigdy nie było (gdyby była, byłoby to zaprzeczenie nie bycia ;). Nieskończone źródełko wyrzuca z siebie, cokolwiek tam nie ma, tworząc przestrzeń. Nasz wszechświat. Jeśli założymy, że na początku było nieskończone źródełko i próżnia, to znaczy, że tylko to źródełko było i nic poza nim.

Nie wnikam, czym to jest te źródełko. Niech ludzi nazywają je jak chcą. Jako, że źródełko promieniejąc, rozpycha się poza siebie i dokonuje ekspansji. Tworzy świat w każdym calu skończony. Tworzą się siły fizyczne, które rządzą tym uniwersum i dopiero wtedy możemy mówić o Wielkim wybuchu. Wielki wybuch okazuje się nie taki wielki, ale policzalny w każdym calu.

W naszym malutkim świecie musimy zawsze mieć jakieś założenie. Dogmat. Coś od czego zaczynamy i ew. mamy problem jeśli źle założymy. Warto powątpiewać czasami nad naszymi założeniami, by nie wpaść w ślepą uliczkę naszych wywodów – odchodów. Może jest tak, że świat jest policzalny tylko w pewnej skali. Co by było w miarę oczywiste. Środkowe skale tylko istnieją, są policzalne, tak jak w przypadku pierwszego rysunku Małego Księcia z książki Antoine de Saint-Exupéry. Na początku jest źródełko, na końcu nicość, a pośrodku wypchany brzuch naszym Światem😳 A może autor miał na myśli kota Schroedingera? 😏