Ego decyzyjne jest odzielone of serca, które jest jakby tubą miłości mówiącą do nas. Taki konstrukt pozwala byśmy mogli podejmować niezależne decyzje i jednocześnie mieć jakby suflera. To nasza indywidualna sprawa, czy my go się słuchamy czy nie. Nikt nie ma możliwości zaglądnięcia do naszego ego i czy nasze decyzje są zgodne z sercem czy nie. Do każdego miłość mówi w inny sposób i w nieodgadniony sposób.
Bóg jest miłością się mówi. Dla mnie oznacza to, że bóg jest podrzędny miłości, a nie na odwrót. Nieodgadnione sę ścieżki miłości. To jest prawda z definicji, bo miłość pochodzi z nieoznaczoności, gdzie czas nie płynie, gdzie nie ma przyczyny i skutku. Nie ma logiki. Nawet jak ktoś by wiedział czym jest miłośc i jak działa, nie byłby w stanie tego wyrazić słowami, bo słowa to pochodna logiki.
Rozważanie, czy miłość jest osobą, czy siłą, prawem natury, czym czymkolwiek nie ma sensu. Szkoda nafty. Ważne jest czy słuchasz się miłości w swoim sercu, czy nie. Jako, że miłość mówi do każdego inaczej, więc nie wiemy co mówi i ocena czy ktoś robi dobrze, czy źle, jest tylko naszym kłapanie szczęki. Szkoda nafty.
Nikt nie wie co w głowie ma każdy z nas. Jesteśmy całkowiecie oddzieleni i w gruncie rzeczy wyizolowani. To jest głównie byśmy mogli cieszyć się wolnością i mi na resztę wywodów szkoda nafty.
Czemu mimo wszystko ego pojawia się? Mi nasuwa się prosta odpowiedź. To ego decyduje co chce. Na początku trzeba dojrzeć do pełnej świadomości własnego ja i decyzyjności, by ewentualnie chcieć iść drogą miłości. Miłość potrzebuje twojej własnej nieprzymusowej woli i chęci, by istnieć w Twojej głowie. To czy wrócisz do niej zależy tylko od Ciebie.
Jak rozumiem każde życie ma swój początek w miłości. Z miłości się poczyna i interpretację dalszą zostawiam wam. Mi na dalsze wywody szkoda nafty.
Ważne jest, że ta nieskończona cząstka miłości jest w każdym życiu i ona daje nam wolność wyboru i to całkowitą. Możemy ją zakopać, znaczy miłość, zrobić cokolwiek z nią chcemy, ale ona z nami zawsze będzie, bo to jest źródło naszego życia. Miłość nie jest logiczna, bo jest z nieoznaczoności, dlatego nie poddaje się naszym wyborom. Nawet jeśli podejmujemy decyzję, że nie chcemy już istnieć, nie ma to wpływu na miłość. Jako, że w nieoznaczoności czas nie płynie, więc nie wiem co znaczyłby koniec miłości, no ale ciągnąć dywagacje dalej to mi szkoda nafty.
Taka ciekawostka. Wyznaczanie sprawiedliwości, czy nie, zależy tylko i wyłącznie od nas samych. Nikt w tym gównie babrać się nie ma zamiaru. Jak już co, to Ty w tym siedzisz. Jak dla mnie osobiście brzydziłbym się brać gówno do domu. Po prostu niechigieniczne i tyle. Każdy sam w swoim sercu ocenia lub nie samego siebie.
Mam takie wrażenie, że jak nienawidzisz miłości, czasami przez niektórych uznawana za słabość, jakby kluczowej swojej części to jakby walczyć z wiatrakami. Im bardziej miłość poniewierasz tym bardziej ona do Ciebie wróci z przykulonym ogonem. Ty możesz ją katować, przywiązywać do drzewa itp. wiadomo coś się robi czasami z pieskami i zwierzątkami. No ale na nią to jakby nie działa tylko sprawia ból, bo jak przypominajka wraca z przykulonym ogonem. Można uciekać w nieskończonaść od niej, no ale jakby nieoznaczoność jest wszędzie i zostaje nam się tylko pogodzić z miłością, znaczy samym sobą. Decyzja jest tylko każdego z nas osobna, więc spoko można uciekać ile się chce. Reszta dywagacji to szkoda nafty.
Nie wiem czy może być dla kogokolwiek ważne, bo ciekawi go te serce w swojej klatce piersiowej. Niestety tu podpowiedzi raczej nie znajdziesz nigdzie prócz samego siebie. Więc grzeb, czy czuj i tyle. Nie wiem czy komuś to pomoże w znanym mi przypadku to jakby miłość daje szczęście i radość. Sam pozytyw. To jeśli nie ma zagrożenia. Nie czuć strachu i lęku. Nie trzeba się zastanawiać się co jutro, czy co wczoraj. Taki jakby raj. Żyjesz tu i teraz i wszytsko jest super. W momencie zagrożenia jest trochę inaczej. Ten świat jest ograniczony na każdym poziomie i niektórzy ludzie też. Miłość, jakby to powiedzieć, daje trochę rozwiązanie na to. W momencie zagrożenia, po prostu daje moc i siłe i to rekompensuje lęk i strach. Resztę wywodów to szkoda nafty.
Ten świat jest ograniczony. Logika tu też. Czas zawsze kiedyś powie sprawdzam. Dzięki temu ofiary mogą odetchnąć od bólu i oprawcy zmierzyć się z samym sobą. Te końcóweczki czasami są całkiem fajne bo dają takie jaby poczucie sprawiedliwości ofiarom i przez to leczy ich rany. Resztę jak chcecie to sobie dopowiedzcie sami. Mi szkoda nafty.
Chyba już mi szkoda nafty na ciągnięcie tego postu. Co chcecie możecie wziąć z tego jak najbardziej.
Miłość to zagadka, tam logiki nie ma. Każdy może sam ją interpretować i znajdywać. Czasami to całkiem fajne zajęcie. Czasami nie jest to tylko uczucie jakby miłe, przytulne i jakby takie różowe. I to, że jest ono nieprzewidywalne jeszcze dodaje jej tylko uroku.
Spoko na tyle,
wonabru