Linkedin jest chyba najbardziej gównianym portalem, ale lubię go przeglądać 😛 To tak jak niektórzy lubią oglądać mydlane opery, zwane też serialami. Ludzie lubują się szprycować ogranymi sloganami, bo to jest im znane. Nie wymaga wysiłku intelektualnego.
Na linkedin jest masę SCAMu. W gruncie rzeczy wszystko tam jest SCAMem. Ludzie napinają się i w różny sposób próbują coś nam wcisnąć, coś nam sprzedać. Przykład jeśli ktoś zaczyna zdanie od „I hope you are doing well”, znaczy to nic innego jak zaraz wcisnę wam gówno, a wy jedzcie. Nauczyli się ludziska od mądrzejszych, że najpierw trzeba połechtać. Najpierw kładą wazelinę, by nie było otarć i łatwo wchodziło jak kogoś dymają ;P Nie ma tu naturalnej chęci pomocy komuś, tylko napinka jak zarobić i to dużo. Więcej niż inni. Czasami żygać mi się chce, a czasami to jest mocno śmieszne.
Na przykład po ch..j mi wiedzieć, że ktoś właśnie zdał jakiś certyfikat „gównojada”. Już nie ma o czym pisać? Przecież trzeba cokolwiek napisać, bo nudno się robi na profilu, bo nie ma nic ciekawszego do powiedzenia :|. Wypina pierś do medalu? Jak ktoś nie ma nic ciekawego do dodania, to milczenie jest złotem. Niech zarobi będąc w ciszy. Podobno pieniądze nie lubią rozgłosu.
Następny przykład to tytuły jakie sobie przypisują większość nadymających się: „Pajac Wielki, PhD”, „Top 20 Life and Business Strategist that Produces Powerful, Lasting and Impactful Results!” etc… Przecież to oni sami te tytuły nadają, nie postronne osoby. Dla draki chyba napiszę „Słabiak na maksa, nie mający nic do powiedzenia”. Co ciekawe pewnie przyciągnęłoby to uwagę tym bardziej 😉 Zobaczymy. Mówisz i masz:
Czyli Spinka, napinka i schodzą się pośladki. Nie nas, a my. „Win-win situation”, czyli połączenie sadysty z masochistą, bo nie wyobrażam sobie jak w biznesie może być inaczej jeśli każdy bierze.
To na razie… pozdro
wonabru